Po tygodniowej przerwie rowerowej (trochę naciągnąłem sobie ścięgno i bolało jak cholera) mały rozruch "do pracy"....szczerze mówiąc dużo nie straciłem bo pogoda przez cały tydzień była FATALNA.
Dzisiaj również dostałem dyspensę na 4 godziny (co tygodniowe odwiedziny wnusia). Cel wycieczki zaczerpnięty z blogu Piotrka "Leszczyka", poza tym w tym roku jeszcze mnie tam nie było. Tak więc o 8:00 byłem już w siodle w kierunku Linken, by z wiatrem w mordę skierować się w stronę Lebehn, Krackow (piszę w mordę bo ta zaraza dzisiaj dokazywała na całego i wiała akurat od strony w którą jechałem). Wiatr to jeszcze bym przebolał, bo już się do niego przyzwyczaiłem, ale dzisiaj największym wrogiem dłuższych wycieczek było palące słońce i ogromne temperatury (w cieniu podczas jazdy wskazywało mi 31 stopni, a w słońcu 35 stopni...masakra ). W drodze powrotnej od Dobieszczyna opadłem całkowicie z sił, do tego zabrałem zbyt małą ilość płynów (dojechałem dosłownie na oparach).
W drodze do Penkun
Penkun ...miasto całkowicie opustoszałe (chyba przez ten gorąc)
Dzisiaj drogę powrotną wybrałem przez miejscowości mi nie znane (Wollin, Bagemuehl, Woddow).
Gdzieś na trasie
Kościół w Woddow
Kościół w Wollschow
Panorama Locknitz
Droga powrotna standart: Grunhof, Glashutte, Dobieszczyn , Police dla nabicia kilometrów ;))))