No i wreszcie przejechałem tą magiczną cyfrę 6000km, choć mogłem to zrobić dużo wcześniej to jednak ostatnio trochę się w mojej rodzinie działo i chcąc nie chcąc musiałem odstawić kręcenie kilometrów i poświęcić więcej czasu mojej familii (mam wielką nadzieję, że w przyszłym roku niczym nowym mnie nie zaskoczą i wykręcę trochę więcej).
Cóż...długo mnie nie było na tym forum, a to mnie choróbsko trochę zmogło, a i trochę z lenistwa, no cóż takie małe przesilenie jesienno-zimowe. Do dzisiejszej wycieczki zmobilizowała mnie wiadomość od Janusza, który nieprzerwanie kręci "kilosy" i trochę martwił się moją absencją. Więc dupa w troki i na szlak (fakt że oklepany, ale nic ciekawego nie przyszło mi do głowy).
W drodze powrotnej (to jakieś zrządzenie losu) spotkałem wspominanego wcześniej Janusza któremu towarzyszył Kuba (jeszcze raz serdecznie Was pozdrawiam). . . .