Odkładałem, odkładałem i więcej nie dało się....do czego jest zdolna kobieta, aby jej mąż pozostał w domu i przestał kręcić kilometry po okolicy?...wymyśli remont mieszkania. Faktem jest, że obiecałem odremontować 2 pokoje po wyprowadzce córki, i jakoś tak schodziło i schodziło i przez następne dni (a może tygodnie) czeka mnie gładzenie, malowanie, kładzenie paneli i Bóg wie co jeszcze moja "małż" wymyśli. Dlatego wczoraj cały dzień spędziłem w Leroy-u i Castoramie i Faber-rze, ale dzisiaj korzystając z pięknej pogody nie wyskoczyłem pokręcić korbą, tylko na kije wypróbować parę gadżetów, które moja kochana małżonka pozwoliła mi kupić na wspomniany sierpniowy wypad w Bieszczady (i stąd ten remont...coś za coś).
Dzisiaj tylko pasjonaci jazdy rowerem, albo wariaci wypuścili się w trasę przy tym wiejącym wietrze. Jak żyję "zefirek" nigdy mnie tak nie sponiewierał, szczególnie od Marienthal do Glashutte, gdzie znajdują się bezkresne otwarte tereny pastwisk. Dopiero w Glashutte mogłem się schować w leśnych ostępach i trochę odpocząć (do tej pory szumi mi w głowie od tego wiatru). Trasa to taka moja "pentelka" w kierunku Koblentz.
Remont kościoła w Mewegen i odpoczywający "bociek"
Rothenklempenow Tablica na kościele w Rothenklempenow Do tego zdjęcia natchnął mnie Michał vel Michuss
...i tradycyjnie mauzoleum rodziny von Eickstedt w Koblentz