Dzisiejsza wycieczka miała być do Penkun z "Młodymi" (syn i synowa), i miała w dalszym ciągu wdrażać ich do turystyki rowerowej, ale ze względu budowę tarasu w ich nowym domku grzecznie mi odmówili, mówiąc że już niedługo pojedziemy na jakąś dłuższą wycieczkę. Tak więc w drogę do Penkun wybrałem się sam dobrze znaną mi trasą: Police-Dobra-Lubieszyn-Neu Grambow-Schwenenz-Lebehn-Penkun
Lubieszyn granica państwa ...ja tam wolę swój Dawno nie było u mnie zdjęć koni...koniki z Neu Grambow Krótki odpoczynek w Lebehn Krackow...taki nasz Kraków Gdzieś tam przed Penkun
Penkun
Uliczki w Penkun Ewangelicki kościół w Penkun Ryneczek w Penkun
Przejeżdżając przez Penkun należy odwiedzić tamtejszy zamek. Historia tego miejsca sięga wczesnej epoki kamiennej. Natomiast pierwsze wzmianki o budowie zamku pochodzą z XII wieku, a pierwsze wzmianki o Penkun jako o mieście z 1269 roku. W XV wieku długotrwałe spory między Pomorzem I Brandenburgią załagodzone zostały pokojem w Prenzlau. Za zasługi dla pokoju Werner von Schulenburg otrzymał od księcia Bogusława X zamek, dziedziczne lenno Penkun i przynależne dobra. Jego wnuk rozbudował siedzibę rodu, ale w 1610 połowa zabudowań spłonęła. W 1615 całość sprzedano. Nowy właściciel Henning Von Osten zaczął odbudowywać zamek, ale był to okres wojny trzydziestoletniej, więc udało się odbudować go dopiero w 1652 roku. Wtedy zamek otrzymał dzisiejszą formę. Podobno przy budowie wzorowano się na założeniach architektonicznych Zamku Książąt Pomorskich w Szczecinie.
Odpoczynek nad jeziorem Schlosssee
Nieodłącznym elementem dzisiejszej wycieczki w kierunku Penkun był wiatr, bardzo silny wiatr, który wyjątkowo dzisiaj potrafił człowieka bardzo sponiewierać, ale w drodze powrotnej gdy myślałem że wyssał ze mnie wszystkie siły zaczął bardzo solidnie pomagać, i to do tego stopnia że na liczniku miałem przez dłuższy czas 38 km/h. Droga powrotna to standardowo Storkow ze swym poczciwym "Koźlakiem" przez "Czereśniowe" Bussow, i to dosłownie czereśniowe, bo tych owoców jest tam obecnie multum, chociaż tamtejsze owoce nie zasmakowały mi (wodniste i mało słodkie).
Ostatnie spojrzenie na cel wizyty Młyn wiatrowy "Koźlak"
Powrót przebiegał dla mnie nową trasą, mianowicie "wygooglałem" sobie fajną drogę do Nadrensee wzdłuż autostrady A11 Szczecin-Berlin, naprawdę fajna asfaltowa dróżka, którą sporo sobie skracamy jadąc ze Storkow do Nadrensee.
Skrót Storkow-Nadrensee Nadrensee
Droga z Nadrensee do Ladenthin nie była już tak lajtowa bo wiatr wiał raz z boku raz w gębę.
Z Ladenthin udałem się na granicę w kierunku Warnika, Będargowa, Warzemic i Rajkowa by udać się na Europejską zobaczyć jak postępują prace na wspomnianym wcześniej tarasie (przy okazji załapać się na super sernik mojej synowej, która co tydzień piecze pyszne smakowite rzeczy :)).
Ten kamyczek wszyscy już znają Granica Ladenthin-Warnik Gdzieś tam pod Będargowem Droga Ostoja-Europejska
Gdyby nie ten paskudny wiatr, który ostatnio naprawdę już zaczyna wnerwiać (chociaż muszę przyznać że nieraz daje w plecy i można osiągnąć ładne wyniki na liczniku) to byłaby to fajna sielsko niedzielna wycieczka na "102km", a tak czuję się jak bym przejechał drugie tyle.
Po wczorajszej degustacji różnych słodkości z okazji "Dnia Ojca", dziś ostre gubienie kalorii...tym bardziej że pogoda wręcz znakomita, bezwietrzna, skończyła się gorączka, nic tylko kręcić (i od razu średnia zadowalająca).
Pomału kończą mi się pomysły na wycieczki rowerowe i dlatego jestem zmuszony odkurzyć stare sprawdzone trasy, dodatkowo aby nie było mi nudno jeżdżąc ciągle przez dobrze już poznane miejsca umówiłem się z synem i synową aby pokazać im co nieco po niemieckiej stronie. Wiem że nie są jeszcze wytrawnymi rowerzystami, dlatego ich celem miało być Mescherin (mieszkają na Europejskiej w Szczecinie)...może niedaleko, ale od czegoś muszą zacząć tym bardziej że synowa kupiła sobie fajnego KTM-a, którego chciała trochę przegonić (a wiadomo że najlepiej i bezpieczniej po niemieckiej stronie). Dojechałem przed 9 na Europejską i już razem pognaliśmy przez Ostoję, Karwowo, Smolęcin do Kołbaskowa, aby w Rosówku na granicy zrobić dłuższą przerwę.
Młodzi odpoczywając zastanawiają się co ich jeszcze czeka na trasie ;)
Po minięciu Neurochlitz udaliśmy się do Staffelde gdzie moim uczestnikom wycieczki ukazał się bardzo ostry zjazd do Mescherin, który w drodze powrotnej mieliby zaliczyć, dlatego padła decyzja jazdy do Gartz i powrotu z tego miasta (chociaż wyjazd z tego miasta też jest paskudny...cholerna kostka i stromy podjazd po niej).
Bardzo im się podobała ścieżka Z Mescherin do Gartz, która w taki gorąc to idealne wytchnienie dla zgrzanego ciała).
W Gartz pożegnałem się chwilowo z "Młodymi", którzy po chwili odpoczynku udali się w drogę powrotną, a ja pognałem pod wiatr, który uwielbia mi dokuczać do Schwedt.
Kosiarki Zmieniłem torbę pod siodełkową i sztycę na SATORI, ponieważ stara to jakiś "noname" i się rozklekotała
Schwedt
Widzę że Stare Miasto pogrążone w remoncie
Pokręciłem się trochę po mieście i udałem się w drogę powrotną bojąc się, aby wiatr nie zmienił kierunku który ostro chłostał mnie po gębie w drodze do Schwedt, ale wiedziałem że z powrotem będę go miał z tyłu (i tak było aż do samego Gartz, gdzie zmienił się na boczny, ale już mniej dokuczliwy).
W poszukiwaniu nowych graffiti...poza starymi nic nie przybyło Z tego kiosku można "focić" ptactwo na rozlewisku
Dzisiaj było też bardzo gorąco, ale do przyjęcia, wiatr poza tym że trochę dokuczał to jednak pomagał w schłodzeniu. Najważniejsze dla mnie, aby "Młodzi" złapali bakcyla rowerowego i pokręcili korbą ze "Starym" :)))