Pasewalk (a miało być w Prenzlau)
Gdy teraz piszę te słowa naprawdę jestem wkurzony na wszystkie serwisy pogodowe (Pogodynka.pl, Twoja Pogoda.pl, Wetter.de itd.), które obiecywały na dzisiejszy dzień wspaniałą pogodę (nie za gorąco i bez wiatru). Tą wycieczkę już raz miałem w planie, ale przeszkodziła mi wylana rzeczka Randow za wsią Dorotheenwalde i pełen optymizmu o 6.30 wyjechałem rowerem z Polic kierując się na Dobrą, Buk i Blankensee. Na granicy w Blankensee pod wiatką na wszelki wypadek odtańczyłem taniec prosząc „Szefa Wszystkich Szefów” (zapożyczyłem od Misiacza) o ładną pogodę, która zapowiadała się faktycznie na dobrą. Z Blankensee pojechałem do Mewegen, Rothenklempenow (gdzie nad jeziorem Haussee zrobiłem pierwszy odpoczynek)
Mewegen
Rothenklempenow
Jezioro Haussee
Mijając Dorotheenwalde z biciem serca czekałem co ukaże mi się gdy będę mijał most na rzece Randow, faktycznie rzeka nadal jest wylana o czym wskazywał znak w Dorotheenwalde ale wody było na tyle mało, że nie zanurzyłem nawet łańcucha. Uff.. przeszkoda, która pokrzyżowała mi kiedyś plany minięta, i w szybkim tempie dojechałem do Krugsdorf nad jezioro Kiessee.
Jezioro Kiessee
Ominął mnie festyn w Krugsdorf
Z Krugsdorf też bardzo szybko pomknąłem na rynek w Pasewalku.
Prenzlauer Tor
Wypiłem łyk napoju izotonicznego i w pełnym słońcu przez zabytkową bramę "Prenzlauer Tor" skierowałem się na Prenzlau. Gdy minąłem miejscowość Rollwitz moim oczom ukazał się widok, który tak mnie wkurzył, że kipię ze złości jeszcze do tej pory na wspomniane wcześniej serwisy pogodowe, które obiecywały ładną pogodę z ewentualnymi deszczami w godzinach późno popołudniowymi, (a było dopiero po 9) a tu na niebie czarne, czarne chmury z porykującymi piorunami. No nic jadę dalej, może przejdzie bokiem myślę sobie, ale gdy dojeżdżałem do Göritz poczułem pierwsze krople deszczu, i jadące mokre samochody z Prenzlau uświadomiły mi że burza rozszalała się na dobre. Muszę Wam się przyznać, że nienawidzę, nienawidzę jazdy w deszczu, czy to jadąc samochodem, czy jadąc rowerem a w tym przypadku jeszcze być obryzganym błotem przez mijające samochody (zdziwił mnie fakt że niema ścieżki rowerowej pomiędzy Pasewalkiem a Prenzlau takie duże miasta i bliska odległość między nimi), dlatego mówiąc żargonem wojskowym zatrąbiłem na odwrót i najwyraźniej w świecie zawróciłem, mówiąc sobie że w deszczu to żadne zwiedzanie tylko jak powiedziała onegdaj Tusia tylko zaliczenie, a ja nie lubię "Zaliczać" tylko naprawdę zwiedzać. Od tej pory zaczął się mój wyścig z deszczem, który trwał bez odpoczynku aż do Podbrzezia z nosem skierowanym w przednią oponę (dostałem takiego "Powera", że nawet niewiem jak minąłem Pasewalk-Viereck-Uhlenkrug-Riesenbruck-Marienthal-Borken-Glashutte-Hintersee-Dobieszczyn. w Marienthal tak się rozpadało że świata nie było widać, i tak w deszczu dojechałem do Glashutte gdzie przestało padać, i do Hintersee dojechałem już tylko po mokrym asfalcie (żeby było śmieszniej w Policach niespadła ani jedna kropla deszczu tylko pięknie od rana świeci słońce).
Dzisiejsze zdjęcia są, takie jakie są, takie jak mój dzisiejszy nastrój, ale jak to mówią "Do trzech razy sztuka".