Urlop, urlop i po urlopie...pogoda naprawdę dopisała, prawie 2 tygodnie nie wychodziłem z Zalewu Sulejowskiego i rzeki Pilicy, ponieważ żar z nieba nie odpuszczał i o jakichkolwiek eskapadach nie było mowy, tym bardziej że mieliśmy wnuka pod opieką i trzeba było mu zapewnić super atrakcje i nie spuszczać z oczu (nawet nie macie pojęcia jak taki 5 letni maluch potrafi nabroić). Ostatni dzień lenistwa urlopowego musiałem zakończyć akcentem rowerowym stąd mierna bo mierna, ale zawsze 50-tka.
Po prawie półrocznej przerwie spowodowanej przez różne czynniki znowu w siodle. Moje pierwsze wrażenia to wybitny brak formy, którą trzeba szybko naprawić bo za miesiąc mam badania okresowe, a które to (jeśli ktoś pracował na kolei to wie) są bardzo rygorystyczne.
Nareszcie w siodle, ale jakby powiedział klasyk "po zimie parę kilo przybyło, a forma w ciemnej dupie i czas wziąć się w garść". Dzisiejsza pogoda wreszcie po ostatnich niepogodach zachęcała do pokręcenia się po okolicy, ale jak powiedziałem wcześniej trzeba odbudować formę po 2,5 miesiącach niebytu w siodle.
Dzisiaj temperatura iście letnia tak więc zaraz po pracy wybrałem się na "Tour de okolice Polic" jak to nazwał onegdaj Marek. Trochę za grubo się ubrałem i spociłem się jak mysz (z kolei jak jechałem do pracy było trochę zimnawo, aby pokusić się o jazdę na krótkie spodenki i krótką koszulkę).