Jak to mówią "na kaca najlepsza praca", i też tak zrobiłem po wczorajszym rodzinnym spotkaniu na grillu. Po wczorajszych opadach dzisiaj grzechem byłoby siedzieć w domu i nie zaliczyć jakieś pętelki. Z mojej strony padło na Penkun, ponieważ w tym roku tam jeszcze nie zawitałem, a miejsce to ma swój niepodważalny klimat i urok. Jadąc w kierunku Penkun w pewnym momencie pojawił się ON, czyli pan Wmordęwind, który od razu powiedział mi, że lekko nie będzie i wczorajsze biesiadowanie wyjdzie mi bokiem. Faktycznie tak było szczególnie na hopkach pomiędzy Schwennenez a Krackow-em (na szczęście przytuliłem się do jakiegoś leciwego "szosona" i było dużo lepiej. Gdy wyjeżdżałem z Penkun w kierunku Wollin-a myślę sobie teraz będzie lżej wiaterek będzie w plecki, a tu dosłownie na moich oczach wiatr zmienił kierunek i patrząc na wiatraki te zaczęły się okręcać i znowu wiatr w ryło, tym samym moje wczorajsze procenty straciłem bezpowrotnie. Ogólnie rzecz ujmując nie było tak źle (trochę się droczę) pogoda wyśmienita, na trasie mnóstwo bikerów i znowu wpadło parę kilometrów (w tym roku ciężko mi idzie z ich wykręceniem).
Ja również to cudo uwieczniłem Na trasie w kierunku Lebehn
Penkun
...i tradycyjnie te same ujęcia
Kościółek w Begemuhl
Wszechobecne niemieckie wiatraki (swoją drogą dobrze pokazują skąd wieje wiatr)
Kościół w Wollschow
Locknitz
Za Locknitz miałem odbić w kierunku Boock, ale szkoda mi było tak fajnego dzionka i pojechałem w kierunku Hintersee, by stamtąd tradycyjnie wrócić do domku.
Dzisiaj moja małżonka zapragnęła spróbować polecanej niejednokrotnie przeze mnie na tym forum smakowitej Fischbrötchen Hackerle w Riether Stiege, i dlatego też dzisiaj z jazdy rowerowej nici, ale trenujemy Nordic Walking, który przyda się nam latem w Bieszczadach. Rano wsiadamy w samochód i dojeżdżamy do ścieżki rowerowej prowadzącej w kierunku Rieth.
Krótki odpoczynek (małżonka pierwszy raz na granicy w Rieth)
Plaża w Rieth (Rieth bardzo jej się spodobało)
Dochodząc do Riether Stiege przypomniało mi się, że imbis w tym roku otwarty jest tylko w piątki, soboty i niedziele (no tak, dzisiejszy wolny dzień zmylił moją czujność). Faktycznie gdy doszliśmy do celu naszej wędrówki imbis w którym podają smaczne Hackerle był zamknięty na głucho :((((. Niepocieszeni z obrotu sytuacji udaliśmy się w drogę powrotną. Ktoś "z góry" widział nasze smętne i niepocieszone miny gdy wracaliśmy z powrotem do samochodu i chcąc nam to w jakiś sposób zrekompensować tuż przy ścieżce rowerowej w kierunku Karczna moja małżonka zauważyła przeogromną ilość grzybnych kapeluszy wystających w leśnych ostępach. Muszę przyznać, że mieliśmy farta bo uzbieraliśmy cały woreczek śniadaniowy maślaków i kurek (czyli grzyby naprawdę już są.