Ostatnio rzadko odwiedzałem forum...mamy maj, a moje kręcenie do lat ubiegłych to pożal się Boże chyba jakaś kpina. Powód jak zawsze ten sam moc pracy w samej pracy (o tej porze mam zawsze audyt bocznicy), dodatkowo pogoda trochę nie zachęcała do jazd chociaż jak to mówią wymówka zawsze się znajdzie. Chcąc nadrobić zaległości na początku odwiedzam stare kąty, a gdy zrobi się trochę cieplej może przyjdzie czas na coś ambitnego, dlatego dzisiaj nic szczególnego i po staremu do miasta Torgelow słynącego z wczesnośredniowiecznej osady słowiańskiej Ukranenland (no cóż na razie nic nowego nie wymyślę).
Powrót przez Eggesin...i tu zaczeły się schody, ponieważ jazda pod wiatr nie należy do przyjemności (choć do niego się przyzwyczaiłem), ale dzisiaj nad wyraz był bardzo upierdliwy i od Torgelow rzucał mną na lewo i prawo, by od Eggesin centralnie uderzyć w ryło i tak do samego domu (wymęczył mnie dzisiaj okrutnie).
Eggesin
Jutro obiecałem małżonce wypad na "kije" do Puszczy Bukowej, tak więc z odrabianiem zaległości rowerowych nici (trzeba trenować przed wyjazdem latem w Bieszczady) . .
Wczoraj padało, dodatkowo odwiedził mnie wnusio, który ostatnio narobił nam stracha swoją chorobą, ponadto by dziś dostać dyspensę od małżonki pomogłem ogarnąć trochę chałupę przed świętami. Dlatego dzisiaj w poczuciu spełnionych obowiązków mogłem trochę się wyrwać i poszaleć na niemieckich drogach. Dzisiaj trochę wiało z południowego zachodu i jadąc w kierunku Pasewalku chłostał mnie zimny wiatr, ale w drodze powrotnej to już była bajka.
Dzisiaj i ja miałem to szczęście uwiecznić bociana w gnieździe i to gdzie, w środku miasta Pasewalk na wierzy Pulverturm, czyli po naszemu Wieży Prochowej, która jest pozostałością murów obronnych.
Chcąc nie chcąc dzisiaj mamy "prima aprilis", więc aby zrobić sobie psikusa wymyśliłem w ten dzień walnąć 2 setkę w tym roku (poza tym trasę dedykuję mojemu wnusiowi, który biedniutki leży w szpitalu, coby mi szybko wyzdrowiał i z dziadkiem poszedł na pierwszą swoją wycieczkę rowerową...bo rowerek właśnie dostał). Rano nie wydawało się, że będzie żar z nieba o czym przekonałem się w drodze powrotnej, ale ogólnie było "piknie", prawie bezwietrznie, na trasie spotkałem wielu znanych mi bikerów. Wyjeżdżając z Ueckermünde spotkałem dużą grupę bikerów z prawobrzeża, którzy jak myślę okrążali Zalew Szczeciński (co roku robią takie kółeczko przed "Gryfusem"), w Rieth spotkałem Huberta z rodziną (też na rowerkach), w Podbrzeziu znanego blogera Łukasza jednym słowem dziś na trasie było wielu, wielu rowerzystów (opisu trasy nie będzie, bo wszyscy już z moich opisów ją znacie).
Korzystając z zapowiadanej pięknej pogody chciałem się sprawdzić po zimowym leniuchowaniu i przejechać pierwszą "setkę". Wstając wcześnie rano okazało się że na niebie pełno chmur, ale na szczęście niema przymrozku i licząc, że wciągu dnia się wypogodzi pognałem w kierunku Altwarp (to moja standardowa trasa na 100km). Już za Tanowem zaczął towarzyszyć mi nieprzyjemny, zimny wiaterek wiejący w twarz (dobrze, że założyłem ochraniacze na nogi choć pierwszą myślą było pozostawienie ich w domu). Gdy dojechałem do plaży w Warsin sytuacja się zmieniła i nieco przeszkadzający wiatr zaczął pomagać.
W samym Altwarp nic się nie zmieniło po moim ostatnim pobycie w tej mieścince, "fischbuły" pozamykane na głucho, łodzie jeszcze nie zwodowane stoją na pomostach, jednym słowem miasteczko nie wstało jeszcze z zimowego snu. Dalsza trasa wiodła tradycyjnie starym traktem do Warsin (strasznie sponiewierany przez leśników wycinających tamtejsze lasy) do Rietch i przez Ludwigschof i Hintersee wróciłem z wiaterkiem w plecy do domu.
Jeśli ktoś pomyślał, że Mirek odwiesił rower na kołki to otwarcie mówię, że do końca roku jeszcze trochę pokręcę. Moja ostatnia absencja na blogu spowodowana była trochę chorobą, która mnie dopadła i małym remontem pokoju po wyprowadzce córki. Mówiąc szczerze to listopadowa pogoda nie zachęcała do jazdy rowerem, ale dziś musiałem zwlec dupę z fotela i trochę dokręcić, aby choć przekroczyć 7k w tym roku (a w zamierzeniach było 8k).
Do Borken jechało się wyśmienicie, dopóki nie trafiłem za tą wiochą "wmordewind", który mnie wychłostał i wyziębił moje nogi do tego stopnia, że w domu zaczęły mnie łapać skórcze.
Dzisiejsze poranne słoneczko wygnało mnie wreszcie z domu, ponieważ poza "dojazdami do pracy" ostatnio na moim blogu straszna posucha w kręceniu "kilosków" (na moje usprawiedliwienie muszę dodać, że ostatnio z małżonką pod opieką mieliśmy 2 razy z rzędu wnuka i na dodatek trochę mi się pochorowało). Dzisiejszy dzionek super, aby dokręcić trochę kilometrów do końca roku, ale na otwartych terenach południowy wiatr był tak mocny, że mimo szczerych chęci rower stawał dęba. Gdy wracałem dodatkowo dopadł mnie parszywy zimny deszcz, który zmókł mnie dokumentnie :((
Kończąc mam nadzieję, że listopad będzie może nie cieplejszy, ale bez opadów.
Po tygodniowych opadach zaświeciło nareszcie słońce (choć nie do końca), i nareszcie mogłem trochę pokręcić. Jak już kiedyś zaznaczyłem o tej porze roku nie będą to jakieś ambitne wycieczki, tylko takie typowe dla dotlenienia organizmu. Jak zapewne zauważyliście nie mam mapki ze STRAVY....mój "Szajsung S4" odmówił posłuszeństwa i po poniedziałkowym ładowaniu już się nie obudził (walnął procesor i będzie to mnie kosztować 2 stówy :(((), dlatego też wstawiam mapkę rysowaną ręcznie. Coby nie było końca mojego pecha to zapomniałem wziąć aparatu i dzisiejsza wycieczka będzie bez zdjęć.
Dzisiaj dał mi ostro w kość bardzo zimny wiatr, który wiał z północy (bardzo żałowałem, że nie wziąłem ochraniaczy, ponieważ bardzo zmarzły mi stopy i musiałem ostro kręcić, aby się rozgrzać). Niestety trzeba pomału wyciągać z szafy zimowe ciuchy ;((
Dzisiaj 2 dzień urlopu i korzystając, że małżonka udała się do pracy chcąc nie chcąc musiałem wykorzystać słoneczny, choć bardzo wietrzny dzień i dokręcić we wrześniu trochę kilosów. Po wczorajszych górkach i bardzo wietrznym dniu dzisiaj wybrałem się na relaksacyjną trasę, którą bardzo lubię w kierunku Rieth, i znowu muszę przytoczyć powiedzenie "Jotwu" "nihil novi", ale za to bardzo relaksacyjna trasa.
Wczoraj Janusz napisał mi w komentarzu, że "ostrzy sobie zęby" na dzisiejszy mój wpis, niestety ostro się rozczaruje ponieważ zaliczam dzisiaj (jak my to mówimy na tym forum) po raz czwarty w tym roku OKLEPANĄ trasę do Altwarp. Niestety dni coraz krótsze a o bardziej ciekawszą i ambitniejszą trasę chyba w tym roku nie będzie mowy (no chyba że).