Dzisiaj również dostałem dyspensę na 4 godziny (co tygodniowe odwiedziny wnusia). Cel wycieczki zaczerpnięty z blogu Piotrka "Leszczyka", poza tym w tym roku jeszcze mnie tam nie było. Tak więc o 8:00 byłem już w siodle w kierunku Linken, by z wiatrem w mordę skierować się w stronę Lebehn, Krackow (piszę w mordę bo ta zaraza dzisiaj dokazywała na całego i wiała akurat od strony w którą jechałem). Wiatr to jeszcze bym przebolał, bo już się do niego przyzwyczaiłem, ale dzisiaj największym wrogiem dłuższych wycieczek było palące słońce i ogromne temperatury (w cieniu podczas jazdy wskazywało mi 31 stopni, a w słońcu 35 stopni...masakra ). W drodze powrotnej od Dobieszczyna opadłem całkowicie z sił, do tego zabrałem zbyt małą ilość płynów (dojechałem dosłownie na oparach).
W drodze do Penkun
Penkun ...miasto całkowicie opustoszałe (chyba przez ten gorąc)
Dzisiaj drogę powrotną wybrałem przez miejscowości mi nie znane (Wollin, Bagemuehl, Woddow).
Gdzieś na trasie
Kościół w Woddow
Kościół w Wollschow
Panorama Locknitz
Droga powrotna standart: Grunhof, Glashutte, Dobieszczyn , Police dla nabicia kilometrów ;))))
Po wczorajszych hucznych "Dniach Chemika i Polic" przyszedł czas wypocić co nieco, tym bardziej że pogoda idealna na rowerowe wycieczki. Tak jak już kiedyś wspominałem im piękniejsza pogoda, tym wiatr bardziej dokucza dlatego chowam się po lasach, by choć trochę się przednim schować. Traska do Ueckermunde bo myślałem, że spotkam tam grupę "Jewtiego" (niestety nie udało się).
Ścieżka Warsin-Bellin
Ueckermunde (port rybacki)
Ueckermunde (miejska plaża)
Ueckermunde (dziś idealna pogoda na żagle)
Tradycyjnie rynek w Ueckermunde
Odpoczynek w Egessin
Kościół "Martina Luthera" w Egessin
Powrót przez Ahlbeck, Gegensee, Hintersee do domu bo słoneczko za bardzo zaczęło przygrzewać.
Dziś wolny dzionek, ale dyspensę dostałem tylko na 4 godziny (wyjazd do wnusia). Tak, i gdzie tu jechać na wspomniane 4 godzinki, ale, ale ostatnio przez przypadek obejrzałem film na Youtube o "Alpach Streithofer" nagrany przez jakiegoś bikera (chyba ze Szczecina), który się ostro zachwycał tym miejscem...tak więc "kumu w drogę, temu czas", a czas był wczesny bo 7:15 siedziałem już w siodle ubrany na letnio w krótkiej koszulce i spodenkach. Niestety poranki są jeszcze bardzo zimne i znowu "dupa" mi zmarzła. Trasa do Lubieszyna starą drogą ze skrótem i wyjazd z niego prosto na krzyżówce do Grambow i dalej do Lebehn.
Za Lebehn odbijamy w prawo w kierunku miejscowości Glasow, by po chwili zobaczyć znak kierujący nas (ponoć) w górzyste Alpy.
Alpen Streithofer
Góreczek po drodze trochę było, teren dobry do jazd MTB, w dodatku dobrze oznakowany i prowadzi nas jak po sznurku do wspomnianych Alp.
....ale to co zobaczyłem na miejscu, no powiedzmy nie zachwyca, a mówiąc dosadniej "dupy nie urywa". Ostatnie metry chcąc dojść do do celu musiałem pokonać w chaszczach i trawsku sięgającym po brodę (o jeździe nie było mowy).
Widoczki też nie powalały.
Cudów nie było, ale zawsze lepiej samemu sprawdzić...poza tym piękny dzień zrekompensował mi badziewne widoki. W dalszą drogę udałem się do Locknitz i dalej przez Glashutte i Dobieszczyn wróciłem do domu, by czym prędzej udać się na Europejską w odwiedziny do wnuka (tam też zaliczyłem 5km spacerek z wózkiem).
Chcąc zakończyć majowe kręcenie 1000 kilometrem, dodatkowo w nagrodę okraszonym porządną bułą ze śledziem udałem się starą sprawdzoną trasą do Altwarp. Dzisiaj po raz pierwszy w tym roku pojechałem w krótkich spodenkach, co było złym pomysłem, bo dupa mi zmarzła (no raczej nogi...stary już jestem i stawy przemarzają). Po wczorajszych opadach dzisiaj wyszło słońce, ale co chwila chowało się za chmurami i oczywiście wszechobecny zimny wiatr smagał mnie po zimnych łydach.
Ścieżka w kierunku Ludwigshofu
Tradycyjny popas przy ścieżce do Altwarp
Altwarp
Niestety "Fischbulandia" w Altwarp dzisiaj zamknięta...no to objadłem się smakiem. W nadziei, że w Rieher Stiege załapię się na "Häckerle" udałem się starym traktem do Warsin.
Nie myliłem się, pani w okienku chyba mnie już poznaje, bo sama zaproponowała z uśmiechem na twarzy wspomniane Häckerle. Po błogim odpoczynku udałem się trasą kolejki wąskotorowej w stronę granicy.
Ścieżka Rieth-Ludwigshof
Konik w Ludwigshof
No to tysiączek w tym miesiącu pękł z małą nawiązką (i czym tu się chwalić patrząc na inne wpisy bikerów).
Weekendowy wypad ze sprawdzoną drużyną "Rowerowego Szczecina" na Trzebieski klif oraz cotygodniowy wypad do Riether Stiege na "Wymiot Drwala", w niemieckim narzeczu pod nazwą "Häckerle". Dzisiaj pogoda dopisała, choć nie było za gorąco, ale znośnie.
W Drogoradzu zatrzymaliśmy się przy tamtejszym starym cmentarzu polsko-niemieckim.
Trzebież (zdjęcie Jacka vel "Jaszek").
Trzebieski Klif
W Rieth trochę nas zmoczył kapuśniaczek, ale co tam w Rieth czekały ciepłe fischbuły.
Zdjęcie zrobione przez Pawła vel "Misiacza"...to co tygryski lubią najbardziej
Jak co roku w maju ze "stałą paczką" koleżanek i kolegów objazd przepięknego miejsca jakim jest Dolina Dolnej Odry. Dzień zapowiadał się słoneczny i ciepły dlatego ubrałem się w cienką koszulkę bez softshellu (licząc na duży wzrost temperatury) co skutkowało jak się później okazało przemarznięciem do szpiku kości.
Gdzieś na trasie w poszukiwaniu "izotoników"
Gartz
Terrofenbrucke (tradycyjna fota na moście)
W tym roku "struga" nie zawiodła i wylała (można było zrobić parę ciekawych zdjęć).
Tradycyjnie przy moście gdy Odra Zachodnia ma swój początek robimy piknik z grillem, i po półtora godzinnej sieście zrobiło się tak strasznie zimno i bardzo wietrznie, że czym prędzej zwinęliśmy manele i udaliśmy się wyjątkowo w tym roku skrótem z powrotem do Terrofenbrucke omijając Schwedt.
Krótki popas w Friedrichsthal
W drodze powrotnej w Gartz dopadł nas deszczyk, który towarzyszył nam do Mescherin (na szczęście nie był za mocno upierdliwy)
Niestety tyle kilometrów z taką średnią to ja może kiedyś zrobię jak kupię sobie kolarzówkę (nie wyłączyłem Stravy w pociągu)
Prognozy pogody nie zachęcały do uczestnictwa w tej wycieczce, ale dałem się skusić na pierwszy etap do Świnoujścia (pogoda w sobotę miała być jeszcze jako taka) i wraz z Małgosią "Rowerzystką i Hanią i Piotrkiem "Peio" mieliśmy wrócić pociągiem ze Świnoujścia do Szczecina. Punkt o 6:00 stawiłem się nad J.Głębokie gdzie pomału zbierała się moja "10 Grupa" (sprawdzeni w niejednym boju przyjaciół). Ogólnie zebrała się ekipa około 200 osób, gdzie zostaliśmy podzieleni na dziesięć grup 20-to osobowych i nasza 10 jako ostatnia wyjechała z Głębokiego (a jak się później okazało w końcówce to nasz 4 osobowy skład przyjechał jako jeden z pierwszych...no tak trochę skróciliśmy trasę promem)
Granica w Dobieszczynie
Pierwszy "Pit-stop" Przejeżdżając przez Riether Stiege nasza grupa zatrzymała się na wyborne Hackerle. Po błogim lenistwie udaliśmy się do Ueckermunde.
Z Ueckermunde nasza 10 grupa (niby ostatnia) jako jedna z pierwszych wyruszyła w kierunku Kamp gdzie czekała nas przeprawa promem do miejscowości Karnin. Po drodze zaliczyliśmy Rezerwat "Anklamer Stadtbruch" z jej nową wieżą widokową.
Kamp (przeprawa promem)
Karnin
Ze względu że część osób w tym ja spieszyliśmy się na pociąg oderwaliśmy się od grupy (potocznie mówiąc "daliśmy czadu")
Lotnisko w Garz
Do Świnoujścia dotarliśmy półtora godziny przed odjazdem pociągu (no tempo było "słuszne") i po zakupie biletów udaliśmy się pozwiedzać Gazoport, gdzie po krótkiej chwili wygonił nas z stamtąd deszcz. Piotr "Peio" w pociągu sprawdził pogodę i okazało się że po przyjeździe do Szczecina będzie ostro lało, a okazało się że Szczecin przywitał nas słonkiem. Ucieszony pożegnałem się ze współtowarzyszami podróży i udałem się w kierunku Polic, gdzie na wysokości Tanowa dopadła mnie tak gwałtowna burza, że musiałem się schronić pod przystankiem w Bartoszewie i dalszą podróż kontynuować autobusem.
Po wczorajszej wtopie w oczekiwaniu na znajomych z Rowerowego Szczecina w Tanowie, dzisiaj się ich doczekałem i już wspólnie pognaliśmy do Podbrzezia by na tamtejszym parkingu skręcić na drogę w kierunku Jeziora Piaski i drogą ppoż. 18 udaliśmy się do wsi Mszczuje. Od tego miejsca Jacek (godny uczeń Krzysia Montera) skierował nas skrótem w kierunku ścieżki z N.Warpna do Rieth. No cóż droga jak droga poza tym że piachu na niej co niemiara, to jeszcze rozjeżdżona przez sprzęt leśny (teraz mogę powiedzieć, że moje grube opony 2,2 sprawdziły się rewelacyjnie). Po przyjeździe na wspomnianą DDR-kę w kierunku Rieth okazało się, że Marzena "Foksik" złapała "gumę", na szczęście szybko się uwinęliśmy i bez problemów dotarliśmy do Riether Stiege na wyborną Fischbułę, która tylko w tym miejscu podawana jest pod postacią tzw. Häckerle, a przez co niektórych nazwana "Rzygi Drwala" (muszę przyznać że jadłem ją w tej postaci po raz pierwszy i powiem krótko WYBORNA).
Podbrzezie...krótki pit-stop
DDR-ka do Rieth
Plaża w Rieth...mały relaxik coby się fischbuła ułożyła w brzuchu
Raj dla podniebienia...nadszedł czas konsumpcji.
Zasiedzieliśmy się tam strasznie długo, (każdemu polecam to miejsce kto kiedykolwiek będzie tamtędy przejeżdżał) i żeby nie było za nudno małym skrótem udaliśmy się do Hintersee gdzie ja z Januszem udałem się do Dobieszczyna a reszta grupy pognała przez Gashutte do Szczecina.
Dzisiaj miałem zaliczyć tą trasę z "Rowerowym Szczecinem", ale tak to jest jak się nie czyta dokładnie wpisów kolegów na "fejsie", co skutkowało niepotrzebnym 45-cio minutowym czekaniem na grupę w Tanowie. Zaniepokojony, że koledzy mogli zmienić trasę zadzwoniłem do "Montera" i ten mi dopiero uświadomił, że wspomniana wycieczka do Riether Stiege na tamtejszą wspaniałą "Fischbrötchen" odbędzie się dopiero jutro (przez te wolne dni wszytko mi się pomieszało). No cóż szybka nawrotka, w myślach kłębiły się różne trasy, ale ostatecznie skierowałem się na wspomniane Riether Stiege sprawdzić czy nasza "Fischbulandia" naprawdę jest czynna (trasę trochę wydłużyłem o Nowe Warpno).
Nowe Warpno tłumnie odwiedzają nasi zachodni sąsiedzi przypływając kutrem z Altwarp (bardzo dużo rowerzystów)
Mostek na rzece Myśliborce w wiosennej szacie
Wojtek, Krzysiek i Tunia niedawno mile spędzili tu czas :)
Nowe Warpno widziane z Rieth
Przystań jachtowa w Rieth
Wszystkim wobec i każdemu z osobna, komu to widzieć należy, oznajmuję nasza "Fischbulandia" jest otwarta.
Szybka pętla przedobiednia do Löcknitz (dzisiaj przyjeżdża do mnie wnusio). Mapka trochę rwana, ponieważ zapomniałem na początku włączyć Stravę, a na końcu padła mi bateria (trochę czekałem nad jeziorem Locknitzersee na grupę RS, która miała przyjechać uzupełnić "izotoniki", ale niestety się nie doczekałem).