We wczorajszym wpisie Endomondo dostałem od naszej koleżanki "Uli" reprymendę, mianowicie o tej porze powinno się wyciszyć organizm i ostro zwolnić prędkości na rowerach. Dzisiejsza pętla to tzw. "Łapanie tlenu", i jak Ona to nazwała "Piano, piano". Dzisiaj chociaż pogoda była znowu nie za bardzo rowerowa, można było spotkać wielu rowerzystów (w Tanowie minąłem Jarka "Gadzika" z kolegą).
Przychodzi taki czas, kiedy urlop się kończy i człowiek musi trochę popracować i zarobić na przysłowiowy "chlebek". Urlop minął mi typowo rowerowo, w ciągu którego przejechałem ponad 954km (szkoda że nie liczyłem kilometrów wcześniej, bo gdyby nie 2 dni leniuchowania przekroczyłbym 1k).
Dzisiaj miała być lajtowa wycieczka rowerowa z małżonką, ale ta w ostatniej chwili zrezygnowała z powodu totalnego zamglenia jakie dzisiaj nawiedziło nasze okolice. Dlatego szybki "spontan" aby wyjechać na przeciw grupie rowerzystów, którzy dzisiaj chcąc upamiętnić "Święto Niepodległości" wybrali się na 123 kilometrową wycieczkę. Widząc wcześniej mapkę wiedziałem że będą gnać przez Ahlbeck dlatego dzisiejsza trasa wiodła przez Gengensee do w/w Ahlbeck. Na miejscu koło fermy strusi byłem po 14 i po pół godzinie oczekiwania zmarzłem jak diabli. Trochę się przestraszyłem że mogli wracać przez Egessin, dlatego zawróciłem i pognałem z powrotem na granicę. Tutaj również półgodzinne oczekiwanie i nic, a zrobiła się taka potworna mglista kaszana w dodatku zaczęło się ostro ściemniać że dałem sobie spokój i pognałem na Tanowo do gospody Lawendowa mając nadzieję że jakimś cudem ich przegapiłem. Niestety tam też jeszcze ich nie było, ale coby mówić to i tak udało mi się uczcić dzień "Święta Niepodległości" na rowerku, i rzecz najważniejsza jadąc w stronę granicy miałem okazję spotkać po raz pierwszy naszych kolegów Janusza vel "Jotwu" i Kubę vel "Qbaa81" z którymi koresponduje już od wielu lat a dzisiaj mieliśmy okazję spotkać się po raz pierwszy w realu....Janusz i Kuba raz jeszcze serdecznie pozdrawiam i mam nadzieję że nieraz jeszcze się spotkamy.
W oczekiwaniu na grupę...i nic
Na koniec muszę się pochwalić taką małą życiówką...wreszcie udało mi się przekroczyć na "Góralu" magiczne 26km/h po przejechaniu min. 50km, a dokładnie po przejechaniu pond 70km średnia 26,14km (w przyszłym roku mam smaka na szosówkę, zobaczymy co wtedy z tego wyniknie).
Po wczorajszej "SECIE" dzisiaj pełen lajt, tym bardziej że pogoda typowo jesienna...mgliście, mżawka jednym słowem do dupy (do 7k pozostało mi jeszcze dokręcić 381km...chyba zdążę przed zimą ;)).
Tak, tak urlop pomału się kończy, pogoda dzisiaj też jakaś taka byle jaka, ale trzeba było jakoś go rowerowo zakończyć. Wybrałem oklepaną trasę do Altwarp, chyba tylko dlatego że w tamtym tygodniu odwiedziłem Nowe Warpno i to chyba w tym roku będzie ostatnia wycieczka w tym kierunku (chociaż jak to mówią..."nigdy niemów nigdy" i jakoś trzeba dopedałować do tych 7k). Pogoda w porównaniu do wczorajszej tragiczna, chociaż w pewnym momencie gdy mgła zaczęła opadać zaczęło pojawiać się słonko, ale szybko przyszły chmury zrobiło się zimno i wietrznie, ale jak się powiedziało "Altwarp" to trzeba jechać do tego "Altwarp" (po drodze spotkałem Roberta z Polic, który wracając z pracy zaliczył sobie jeszcze mały trening).
Dawno nie było koników z Ludwigshof (strasznie łase na jabłka) Kościółek w Luckow w jesiennej szacie
W Altwarp przygotowania do zimy...łodzie już na brzegu...no może nie wszystkie
Spowite mgłą w oddali Nowe Warpno
Dzisiaj ominąłem starą drogę z Altwarp do Warsin co skutkowało zrobieniem rundki wokół Polic, coby pękła stówka
Były też "szuterki"
...i asfalty Dla tych widoków warto wcześnie rano wstać :)
Coroczna impreza rowerowa, która skupia coraz większą rzeszę rowerzystów (dla niektórych to nawet zakończenie sezonu rowerowego). Faktycznie w tym roku frekwencja była imponująca, pogoda również dopisała i na starcie pojawiło się mnóstwo rowerzystów (również tych najmłodszych).
Wyruszamy szukać "Lisa"
Szukamy "Śladów Lisa"
Wszyscy rzucili rowery i poszli w las szukać "Lisiej Nory"
I jest zwycięzca tegorocznego "Hubertusa", który w nagrodę dostał puchar przechodni.
Po wręczeniu nagród w gospodzie Zjawa i przekąszeniu co nieco udaliśmy się z częścią grupy spalić trochę kalorii do rezerwatu ptactwa w Świdwiu ścieżkami którymi pierwszy raz jechałem.
Nasz tegoroczny "Lisek-Tunia" zaliczyła nawet glebę.
Świdwie
Po odpoczynku grupa się rozdzieliła, a my z Tunią przez Zalesie pojechaliśmy odwiedzić "Drogę 27"...Tunia chciała nią się przejechać po 2 letniej przerwie.
No nic, czekamy na następnego Hubertusa i "Rowerową Pogoń za Lisem"