Wpisy archiwalne w kategorii

Wycieczki do Niemiec

Dystans całkowity:20973.73 km (w terenie 143.79 km; 0.69%)
Czas w ruchu:967:40
Średnia prędkość:21.34 km/h
Maksymalna prędkość:52.60 km/h
Suma podjazdów:329 m
Suma kalorii:1060 kcal
Liczba aktywności:212
Średnio na aktywność:98.93 km i 4h 39m
Więcej statystyk

Boitzenburg (wiatr, wiatr, i jeszcze raz wiatr)

Sobota, 9 lipca 2016 · Komentarze(11)
Wycieczkę zorganizował Jacek "Kajacek". W pierwotnym planie mieliśmy pociągiem udać się do Angermunde i później rowerami pokręcić w kierunku tamtejszych jezior, odwiedzić klasztor w Chorin i w drodze powrotnej zahaczyć o Prenzlau. Niestety część załogi się wycofała i zabrakło nam nam ludzi do biletu weekendowego, który wiadomo przy pięciu uczestnikach jest dużo tańszy, dlatego Jacek wymyślił nam zamek w Boitzenburgu, który chciałem już dawno odwiedzić, ale z noclegiem pod namiotem w drodze powrotnej w Prenzlau (nie wierzyłem w swoje siły, że można przekręcić ponad 180km). Rano skoro świt czekałem na kolegów jak zwykle na rondzie w Dobrej, i siedząc na przystanku miałem mieszane uczucia czy wycieczka się uda ponieważ na niebie kłębiły się czarne chmury wiatr stawał się coraz silniejszy, a co najgorsze wiał z kierunku w który mieliśmy podążać. O godzinie 7:00 pojawił się Jacek, Marian i Marek i tak w czwórkę ruszyliśmy w kierunku Locknitz. Z godziny na godzinę wiatr stawał się coraz mocniejszy, a najgorsze że wiał centralnie w pysk (pocieszała jedynie myśl, że w drodze powrotnej będzie sprzymierzeńcem). Mimo silnego wiatru i paru kropel deszczu na który się załapaliśmy jak się okazało dojeżdżając do Prenzlau czas mieliśmy wcale niezły.

Prenzlau






Ja, Marek i Jacek (Marian nie załapał na fotę)

A jednak się załapał...Marian

Po krótkim odpoczynku ruszyliśmy w kierunku Boitzenburga po drogach dla mnie całkiem nieznanych. Pod Boitzenburgiem złapał nas deszcz, na szczęście niezbyt intensywny i po krótkiej przerwie zaraz po wjeździe do miasta Jacek zawiódł nas do tamtejszego marketu "EDEKA" celem uzupełnienia izotoników, które były tam w bardzo przystępnych cenach (0,65€). Po zakupach udaliśmy się na zwiedzanie miasta...

Boitzenenburg



Kościół w Boitzenburgu

...i zamku. Jest to jeden z największych zamków w regionie i czasami określany jest jako „Wschodni Neuschwanstein „. Przez całe stulecia była domem rodziny von Arnim. Kilka lat po zjednoczeniu Niemiec, został odrestaurowany i obecnie mieści się w nim hotel i centrum konferencyjne.


Mirek wjeżdża do zamku (zdjęcie Marka)




"Załoga G" przystępuje (zasłużenie) do degustacji izotoników





Po godzinnym odpoczynku na którym izotoniki rozeszły się lotem błyskawicy ruszyliśmy w drogę powrotną do Prenzlau, trochę inną trasą. Od tej pory wiatr był naszym sprzymierzeńcem i bez problemu osiągaliśmy prędkości powyżej 40km/h i to pod górkę. Gdy wróciliśmy do Prenzlau mieliśmy dwie opcje powrotu, albo jedziemy przez Pasewalk (aby nie wracać tą samą drogą), albo wracać tą samą drogą do Brussow. Zwyciężyła opcja powrotu tą samą drogą, ponieważ wiatr wiał idealnie w plecy, a jadąc do Pasewalku wiał by znowu w ryło (zdrowy rozsądek nakazywał jechać jednak po śladzie, ponieważ jadąc ciągle pod silny wiatr do Boizenburga siły nasze spadły niemal do zera). 


I znowu w Prenzlau


Mimo zmęczenia humory nadal dopisywały



Zdjęcia Marka Kosmali

I tak z wiatrem w plecy dojechaliśmy przez Brussow, Locknitz do zjazdu na Plowen, gdzie ja z Markiem odbiłem na wspomniane Plowen a Jacek z Marianem pognali do Lubieszyna a w Dobrej pożegnałem się z Markiem i samotnie wróciłem do Polic. Pod domem mój licznik wskazał mi przejechanych ponad 182km co daje mi najlepszy wynik przejechanych kilometrów w tym roku i przekroczyłem tym samym 4k w tym roku.

  
.


.
.

2xWarpno

Niedziela, 3 lipca 2016 · Komentarze(7)
Po wczorajszej nieudanej wycieczce dzisiaj pogoda zapowiadała się nieźle, a więc można dalej pokręcić. Przed wyjazdem zastanawiałem się gdzie pojechać, a w głowie pomysłów brak szczerze mówiąc to mam parę, ale te będę realizować na urlopie (pożyjemy zobaczymy). Dzisiaj padło na dwa Warpna, czyli Altwarp i Nowe Warpno (no cóż, trasy oklepane na maxa), poza tym chciałem przewietrzyć trochę umysł i dupsko, ponieważ od miesiąca mam taki zapieprz w pracy ze względu na coroczne prace inwestycyjno-modernizacyjne, tak więc przychodząc z pracy nie mam siły wykręcić parę kilosów (jak na złość wspomniane prace zawsze wypadają latem). 



W drodze do Altwarp (plaża w Vogelsang Warsin...zapomniałem kąpielówek, a woda cieplutka jak marzenie)

Altwarp


Nowe Warpno widziane z Altwarp




Stara droga brukowa z Altwarp do Warsin

Rieth


Byłbym chyba chory gdybym tego nie zaliczył :)))




Przystań w Rieth


No i wjeżdżamy do Polski

Nowe Warpno





Altwarp widziane z Nowego Warpna

Wyjeżdżając z Nowego Warpna nagle zerwał się bardzo porywisty wiatr a na niebie z zachodu zbliżały się czarne chmury, które nie wróżyły nic dobrego (pomny wczorajszego dnia zabrałem na szczęście kurtkę przeciw deszczową). Wiatr był tak silny, że mimo usilnych moich prób kręcenia rower stał w miejscu. Na szczęście gdy wyjechałem z Karczna i znalazłem się okryty lasem zacząłem ścigać się z deszczem (w ostatnim momencie znalazłem wiatkę przeciw deszczową niedaleko Dobieszczyna i tam przeczekałem krótką ulewę).

.

Rothenklempenow (zmokłem do suchej nitki)

Sobota, 2 lipca 2016 · Komentarze(2)


Miało być Locknitz, ale dojeżdżając do Rothenklempenow zauważyłem w oddali zbierające się ciemne chmury, dlatego odbiłem w kierunku Glashutte myśląc w duchu że ulewa mnie ominie. Niestety wyjeżdżając z Grunhof dopadła mnie nawałnica deszczowa, cholera lało jak z cebra a tu na złość nie było gdzie się schować, dodatkowo nie zabrałem kurtki przeciwdeszczowej. I tak przemoczony do suchej nitki odechciało mi się jakiekolwiek jazdy dalej i wróciłem do domu (dzisiaj ze stajni wyciągłem mojego muła coby go trochę dotlenić).

Häckerle (Riether Stiege)

Sobota, 11 czerwca 2016 · Komentarze(8)


Dzisiaj wyjechałem rowerem tylko dlatego aby przewietrzyć choć trochę głowę, choć reszta ciała mówiła aby zostać w domu a wszystko za sprawą ostatniego tygodnia i poprzedniego weekendu, w którym miałem moc pracy w firmie ze względu na legalizację przekaźników, które co 6 lat muszą przejść proces legalizacji, a wiąże się to z odkręcaniem od nich masę przewodów, dlatego też od rana do wieczora mój szef zaserwował mi i koledze ostre tyranie, dodatkowo wczoraj po pracy zaliczyłem samochodem trasę do Berlina Schenefeld na lotnisko i z powrotem , aby odebrać syna z synową i mojego kochanego wnusia, którzy wracali z wczasów, tak że moje stare kości (szczególnie kolana) dały o sobie dzisiaj znać i bardzo ciężko mi się kręciło, dodatkowo wiatr dzisiaj mi nie pomagał. Trasa do Rieth przez Nowe Warpno ponieważ w poprzedni weekend gdy ja ostro tyrałem moi koledzy zajadali się w Rieth super smacznym Häckerle dodatkowo popijając tamtejszym zimnym izotonikiem. Nie miałem okazji w tym roku jeść tego specjału tak więc spokojna lajtowa trasa aby dotlenić organizm po tygodniowej mordędze.








Dzisiaj w Rieth było zacumowane takie dziwne cudo, wyglądało jak domek na wodzie, albo restauracja.


A to moja wisienka na torcie dzisiejszej wycieczki wspomniane wcześniej "Häckerle" czyli sałatka śledziowa w bułce...palce lizać.

Heidemühle

Sobota, 28 maja 2016 · Komentarze(9)



Ze względu, że uwielbiam wszelakie budowle hydrotechniczne a ostatnio nawet nadarzyła się okazja taką odwiedzić w  wycieczce zorganizowanej przez kolegę Pawła Krupińskiego do starego młyna wodnego w Heidmühle, który został zamieniony w restaurację, ale niestety zobowiązania rodzinne nie pozwoliły mi jechać w tak zacnym gronie by odwiedzić to cudo, ale co się odwlece to....dzisiaj nadarzyła się okazja by to nieznane dla mnie miejsce odwiedzić, tym bardziej, że znajduje się "rzut beretem" od mojego miejsca zamieszkania.
Trasa: Bartoszewo-Dobra-Blankensee-Plöwen-Löcknitz-Bergholz-Caselow-Heidmühle







Heidmühle








Po zwiedzeniu młyna (szkoda że restauracja była zamknięta, a miałem chęć napić się zimnego niemieckiego piwa, bo choć słońce było schowane za chmurami to dzień był bardzo duszny) drogę  powrotną obrałem na tamtejszy górzysty las Caselower Heide. Muszę przyznać, że jechało mi się świetnie choć było parę hopek, ale drogi szutrowe we wspomnianym lesie są zarąbiste. Jadąc przez Wetzenow-Roggow-Polzow dojechałem do znanego wielu osobom z tego forum jeziora Kiessee w Krugsdorf.


Stadnina w Polzow


Jezioro Kiessee


Dzisiaj musiałem ostro kręcić, ponieważ małżonka dała mi czas do 14:00 bo dzisiaj jak co tydzień odwiedziny w Szczecinie wnusia i czekający nas długi spacer z tą naszą pociechą :))...muszę przyznać że wyjątkowo dobrze mi się jechało, ponieważ nie było wiatru, a kiedy próbował wiać to wiał w plecy.


Koblentz...mauzoleom rodziny Eickstädt

.

Ueckermünde

Poniedziałek, 23 maja 2016 · Komentarze(6)

Po wczorajszym grillowaniu i beztroskiej zabawie z wnukiem przyszedł czas spalić trochę zbędnych kalorii, tym bardziej, że łaskawie dostałem 3 dni zaległego z poprzedniego roku urlop. Przy tak pięknej pogodzie (w cieniu miałem miejscami nawet 30 stopni) mój muł zawlókł mnie do bardzo lubianego przez niego Ueckermünde. Wcale mu się nie dziwię, przy tak upalnym dniu w tym miejscu otoczonym zewsząd wodą można naprawdę odpocząć po tułaczce niemieckimi DDR-kami.




Strava znowu mi się wyłączyła kiedy zadzwonił kolega z pracy





No to lecim przez Egessin

UECKERMÜNDE










No tak, znowu te same miejsca "ofocone" po stokroć, ale co miałem robić jak muł się uparł i nie było na niego rady...dodam tylko, że miałem dzisiaj ciekawą przygodę na tamtejszej miejskiej plaży, gdzie moje "mulisko" chciało w spokoju zażyć trochę promieni słonecznych i poczuć zimną bryzę ze Stettiner Haff do czasu kiedy przed nami rozsiadła się grupa leciwych "Niemiaszków" i bez krępacji rozebrali się do naga (przypomniałem sobie że wspomniana plaża podzielona jest na 3 sektory, a my znaleźliśmy się w miejscu przeznaczonym dla naturystów). No tak, gdyby to była grupa młodych Niem-ek-ców to jeszcze muł by to zdzierżył, ale poczuł się bardzo zniesmaczony i zażądał odwrót do portu rybackiego do naszej miejscówki.




W drodze do Warsin zajrzeliśmy na fajną plażyczkę na której spokojnie zrobiliśmy sobie pit-stopa.



Z Warsin tradycyjnie do Rieth, gdzie w tamtejszym porcie jachtowym spotkałem Lecha Jewtuszko z Marianem Pacanowskim, którzy na swych rączych kolarzówkach jak co dzień kręcą "kilosy"





"Hells Angels" ;)))...zdjęcie wykonane przez Lecha

.

Gramzow-Eisenbahnmuseum

Sobota, 21 maja 2016 · Komentarze(8)

Pomysł tej wycieczki zakiełkował w mojej głowie po niedawnym wpisie na "fejsie" mojego kolegi "Jacka Hopfena", który to ma zamiar wybrać się na festyn organizowany w Gramzow 30 lipca w tamtejszym Muzeum Kolejnictwa (to takie nasze hobby zawodowe). Ostatnio jeżdżę wielokrotnie po utartych szlakach, dlatego też Gramzow stał się dla mnie wyzwaniem ponieważ nigdy tam nie byłem i ciekaw byłem jakie szlaki będę mijał po drodze, a dodatkowo na tą wycieczkę wybrałem do jazdy mojego "muła jucznego" Unibajka, który to ostatnio przesiedział w stajni rok czasu i zarósł pajęczyną (poza tym mam już dosyć wożenia objuczonego plecaka na plecach, szczególnie w tak ciepłe dni). Rano skoro świt osiodłałem rumaka, a raczej muła i w drogę w kierunku Lubieszyna starą drogą z Dobrej, aby dalej skierować się do Krackowa.




OSTRZEGAM... DZISIAJ BĘDZIE DUŻO ZDJĘĆ ;)))



Jak na 4 lata trzyma się dobrze...no tak przez ostatni rok się opierniczał ;))


Miał przyjemność przejechać się nową ścieżką z Grambow do Schwennenez

Z Krackowa udałem się znanym mi skrótem do Radewitz, którym to już dwukrotnie jechałem wzdłuż autostrady A11 



Most nad A11 koło miejscowości Radewitz

Przejeżdżając przez miejscowość Grünz odwiedziłem tamtejszą wiejską atrakcję, a mianowicie samolot TU-134, który stoi na ogródku działkowym i służy gospodarzowi jako altanka ogrodowa.


Tamtejszy kościółek



Tu-134 zamieniony w altankę

Dalej droga prowadziła przez tereny mi nie znane i muszę przyznać, że było mnóstwo podjazdów (skąd tam tyle hopek, które dały mi ostro w dupę, poza tym wiatr wiał cały czas w mordę). Jadąc przez Schmölin, tamtejszy Wollin, Lützow dotarłem do Gramzow krainy kolejek (to jest to co tygryski lubią najbardziej ;))). Po uiszczeniu w tamtejszej kasie 5 ojro mogłem wejść do krainy dla dużych chłopców, którzy do tej pory (a mam 56 wiosen) uwielbiają bawić się kolejkami. Fakt nie bawię się już od wielu lat zabawkową kolejką lecz od 30 lat taką pełno wymiarową koleją.


DDR-ka wzdłuż A11 nieopodal miejscowości Wollin

 

Miejscowość Lützow i tamtejszy kościół

GRAMZOW





5 ojro i wchodzimy do zaczarowanej krainy dla dużych chłopców ;)


Bilecik





















Muszę się przyznać, że miałem wielki kłopot z wyborem zdjęć do dzisiejszego wpisu, ponieważ z samego muzeum wyszło mi ponad 400 zdjęć a wszystkie zasługują aby je uwiecznić. W Gramzow jest jeszcze jedna atrakcja, a mianowicie ruiny klasztoru, który w 1714 roku zniszczył pożar, oraz wszystkie budynki gospodarcze i kilka domów.




Ruiny klasztorne w Gramzow

Po odpoczynku przyszedł czas powrotu, i również przez nieznane mi miejscowości, ale teraz wiatr wiał raz  z boku i trochę z tyłu (było dużo lżej).


Żegnamy Gramzow


Kościół w Trampe

Dzisiaj było  dużo asfaltu, ale przegoniłem mojego muła też po szutrach, kocich łbach i po piachach a tak miałem za miejscowością Trampe w kierunku Hammestall w którym to miałem odwiedzić megality, które już kiedyś zwiedzałem, ale na wspomnianym piaszczystym odcinku tak dostałem w tyłek, że o powtórnym zwiedzaniu megalitów nie było mowy.



Dalsza trasa to już znane miejsca gdzie przez Brussow, Locknitz, Boock, Blsankensee i Dobrą wróciłem do domu ucieszony z dzisiejszej wycieczki jak mały chłopiec (zapewne jeszcze nieraz tam wrócę)


Kudłate krowy niedaleko Locknitz

Ruiny młyna w Boock


Medujemy się na granicy w Blankensee

.

Dolina Dolnej Odry

Sobota, 7 maja 2016 · Komentarze(6)


Jak co roku w maju V wyjazd do Doliny Dolnej Odry. Miałem nie jechać ponieważ małżonka świeżo po operacji na szczęście już w domu, ale była na tyle wyrozumiała i dostałem od niej dyspensę na ten wyjazd. Była to spokojna lajtowa, wycieczka 






Fischbrötchen w Altwarp

Wtorek, 3 maja 2016 · Komentarze(9)



Dzisiaj musiałem odwieźć małżonkę do szpitala na planowany zabieg wycięcia woreczka żółciowego na Piotra Skargi, i po przyjeździe do domu chcąc się trochę odstresować wziąłem rower pod tyłek i w drogę. Na 27 sprawdziłem czy mam jakieś Euro w portfelu, na szczęście miałem 10 € i obrałem kierunek na Altwarp skosztować pierwszą "fischbułę" w tym roku (Misiacz narobił mi smaka ;)). Kiedyś wspomniałem, że dokumentnie zepsuł mi się mój wierny Canon i nie chcę używać aparatu w telefonie, aby przez przypadek nie wyłączyć STRAVY, ale jak tu nie uwiecznić tak pięknego dnia, bo trzeba przyznać, że majówka nam się udała. Po przyjeździe do domu patrzę w telefon a mój ślad skończył się w miejscu pstryknięcia pierwszego zdjęcia...w tym momencie posypało się trochę niecenzuralnych słów, których nie będę przytaczał (chcąc nie chcąc trzeba iść do sklepu). W drodze powrotnej przemiłe spotkanie z Michałem vel Michussem oraz Agnieszką vel Eranis, którzy podążali oczywiście na rowerach do Rieth na wspaniałe Hackerle, które serwowane jest tylko w imbisie w Riether Stiege (dla niewtajemniczonych jest podgrzana bułka z sałatką śledziową). Po krótkiej pogawędce o wielkim wyczynie jakiego ostatnio dokonał Michał, a było to parę dni temu przejechanie non-stop 513,20 km w 20 godzin i 53minut w kwalifikacjach do BBT, które oczywiście zaliczył (Agnieszka też jechała na mniejszym dystansie). Życzę im powodzenia w przejechaniu wspomnianego BBT na długości 1008 km z Świnoujścia do Ustrzyk Górnych.

Oczywiście ślad niepełny



Pierwszy popas, pierwsze zdjęcie...i tym momencie ślad się urywa :((((((((((




PYCHOTA




Powrót tradycyjnie starym traktem do Warsin i odwiedziny cmentarza żołnierzy radzieckich (bardzo lubię to miejsce).






W drodze powrotnej ostrzyłem sobie zęby na wspomnianą sałatkę śledziową  Hackerle w Riether Stiege, ale niestety imbissik zastałem nieczynny :((


:((((((((((

Pozostało mi pojechać do portu w Rieth i zeżreć batonika z musli, który miał dać mi powera w drodze powrotnej.





Na zakończenie dodam, że majówka jak dla mnie była bardzo udana.


.

Jezioro Galenbecker See

Sobota, 30 kwietnia 2016 · Komentarze(8)
Na tę wycieczkę szykowałem się od czwartku kiedy Jacek "Kajacek" ogłosił ją na "fejsie" wiedziałem, że muszę jechać tym bardziej, że mieliśmy odwiedzić na trasie fajnych parę miejscówek na które od dawna się szykowałem. Głównie chodziło mi o Jezioro Schmiedegrundsee nad którym spróbuje rozłożyć namiot w dwudniowej wycieczce, którą już niedługo planuję zrobić. Wystartowaliśmy wcześnie rano (ja o 7:30 z Dobrej) w grupie bardzo kameralnej bo Jacek"Kajacek", Marian, Marek, Hubert, ale jak się okazało na trasie bardzo silnej. Pogoda była super, specjalnie na tę okazję zamówiona przez Jacka tylko w drodze powrotnej na odkrytych terenach dał o sobie znać "Wmordewind", który bardzo nam uprzykrzał wycieczkę. Najciekawszą częścią wycieczki zaplanowanej przez "Kajacka" poza wspomnianym jeziorem Glanbeckersee (jak się okazało to jezioro jest do dupy bo niema do niego dojścia z żadnej strony) była trasa od miejscowości Gehren do Klepelshagen...mówiąc krótko "Bukowa" to pikuś porównując z tym miejscem (nie dość że potężne góry to dodatkowo totalny offroad...Marian złamał szprychy, Markowi urwała się lampa), ale wysiłek się opłacał dla samych niezapomnianych widoków. Zaliczyłem dużo nieznanych mi miejsc w towarzystwie doborowych super "gości", dodatkowo przejechałem w ich gronie rekord przejechanych "kilosów" w tym roku i cóż więcej gadać, poza tym, że jesteśmy umówieni już na następne wycieczki.

Kwiecień zamykam przejechanych 1194.52 km...jest moc ;)))







Tutaj dodatkowo można obejrzeć zdjęcia z naszej wycieczki zrobione przez Marka Kosmalę