Brak pomysłu na nową trasę sprawił, że wybrałem się po raz trzeci do Ueckermunde. Będąc poprzednio zapomniałem obejrzeć Wiatrak, który znajduje się w tym mieście, a który widziałem w Panoramio. Trasa jak zwykle tradycyjna: Police-Dobieszczyn-Hintersee-Ludwigshof-Ahlbeck (jak tak dalej pójdzie to nazwę to "Pętlą Ueckermunde"). Muszę się pochwalić, zakupiłem sakwy rowerowe, żadne cudo "Kellys Hook" (chociaż mażą mi się MSX, ale to kwestia niedalekiej przyszłości). Trochę zazdrościłem jadącym rowerzystom z sakwami, a nie jak ja z plecakiem na grzbiecie (szczególnie w gorące dni).
Sakwy KELLYS HOOK :)
Trasę trochę zmieniłem od poprzednich (żeby nie było za nudno), z Ahlbeck pojechałem do Egessin skąd udałem się do wspomnianego Ueckermunde. W Egessin trochę zmokłem (meteorolodzy jak zwykle trochę zawiedli, bo miało nie padać, ale w Ueckermunde wyszło słoneczko i było już super).
Egessin
Ueckermunde Wita
A to wspomniany Wiatrak, który jak się okazało jest częścią Hotelu Pommern Mühle
Hotel Pommern Mühle
Droga powrotna też tradycyjna Ueckermunde-Bellin-Warsin-Rieth
Sympatyczne kózki w Rieth
Z Rieth ścieżką po nasypie byłej kolejki dojechałem do Ludwigshof-Hintersee-Dobieszczyn-Police
Na wstępie dziękuję za super wycieczkę koleżankom i kolegom z RS i BS. Chociaż ogród w Christiansbergu oglądałem tydzień temu, to gdy Małgosia-"Rowerzystka" rzuciła hasło zwiedzenia tej "Oazy Roślinności" przyłączyłem się do tak wspaniałej i jak się później okazało licznej ekipy (12 osób). Trasy nie będę opisywał bo już to zrobiłem w poprzednim wpisie, ale zdjęcia niech pokażą wspaniałą atmosferę jaka nam towarzyszyła na tej wycieczce
Granica Dobieszczyn-Hintersee
Ludwigshof
Christiansberg "Botanischer Garten"
Pełne humoru Małgosia i Tunia
Z Christiansbergu udaliśmy się do kościółka w Luckow którego Tunia darzy wielkim sentymentem, ponieważ odbywał się tam wernisaż jej obrazów (jak wszyscy wiemy pięknie maluje).
Luckow
Z Luckow przez Warsin udaliśmy się do Rieth, następnie przez Ahlbeck do Hintersee, gdzie rozstałem się z tą WSPANIAŁĄ ekipą, która pojechała do Blankensee, a ja przez Dobieszczyn pognałem do domu.
Dzisiaj dalszy ciąg ładnej pogody, chociaż jak jedzie się lasem czuć nadchodzącą jesień. Dlatego wybrałem trasę light-ową z wielkim naciskiem na pożegnanie się z latem, a gdzie najlepiej to zrobić ano w Christiansbergu w tamtejszym Ogrodzie Botanicznym, w którym na pewno nasze koleżanki z forum "Rowerzystka" i "Tunisława" miały by używanie ze swoimi aparatami. Miejsce przepiękne, nawet magiczne z różnoraką roślinnością, która teraz przepięknie zakwitła (niektóre gatunki niestety już przekwitają), ale po kolei: Police-Tanowo-Dobieszczyn-Hintersee-Ludwigshof
"Bimbisik" się znalazł, ale dzisiaj był nieczynny
Ludwigshof (moje ulubione modele do fotek)
Dalsza trasa wiodła do Ahlbeck skąd udałem się do wspomnianego w tytule "Botanischer Garten" w Christiansbergu.
Szuterek Ludwigshof-Alhbeck
Moja druga ulubiona ławeczka na tej trasie
W Alhbecku znalazłem fermę strusi
OGRÓD BOTANICZNY
Za 5 Euro dostajemy się w Świat przepięknej roślinności oraz dostajemy firmowy pamiątkowy kalendarz, a zdjęcia niech powiedzą resztę.
A teraz coś dla leniwych ogrodników, którym nie chce się kosić trawki, a mianowicie w pełni automatyczny robot do koszenia trawy. Obserwowałem go przez chwilę i naprawdę nie zjechał z trawnika ani razu
Robot do koszenia trawy
Tak się zasiedziałem w tym przepięknym ogrodzie, że nie zauważyłem która jest godzina a nagliły mnie sprawy rodzinne, tak więc droga powrotna była identyczna jaką przyjechałem rano. Jakież było moje zdziwienie kiedy wyjeżdżałem z Hintersee, a tam na drodze z daleka widzę:Basię "Misiaczową", Pawła "Misiacza", Adriana "Gryfa" i jeśli się nie mylę Piotrka „Bronika”, którzy wybierali się do Rieth na SŁAWNY już ma tym forum sernik z mrożoną kawą. Wielka szkoda, że musiałem wracać do domu, bo pogoda dzisiaj była przednia, chociaż kiedy wracałem "Wmordewind" znowu chłostał mnie po gębie.
Tak jak napisałem w tytule, do Prenzlau wybierałem się dwa razy, i zawsze COŚ stanęło mi na drodze, ale dzisiaj obiecałem sobie że gdyby miały mi stanąć na drodze nawet Gromy z Jasnego Nieba to nie odpuszczę, chociaż wszystkie wspomniane w poprzednim wpisie serwisy pogodowe wskazywały że dzisiaj będzie wspaniała pogoda (chociaż rano moje "cztery litery" ostro zmarzło). Wyruszyłem o 6.30 a trasę trochę zmieniłem (no może nie trasę ale kierunek), bo pojechałem z Polic do Locknitz, a nie jak poprzednio do Krugsdorf, a więc Police-Dobra-Blankensee-Boock
Boock (prawdopodobnie pozostałości wiatraka)
Z Boock udałem się do Locknitz, a tam oczywiście zajrzałem na dworzec kolejowy (takie zboczenie zawodowe).
Dworzec kolejowy w Locknitz
Dalsza trasa wiodła do Brussow przez Menkin.
Kościół w Brussow
Rynek i kąpielisko miejskie w Brussow
Z Brussow przez Carmzow, Kleptow, Ludwigsburg, Baumgarten dojechałem do Prenzlau.
Prenzlau
Dzisiejsza pogoda wynagrodziła mi poprzednie nieudane próby zwiedzenia tego miasta, dlatego puściłem się w wir zwiedzania.
Park w Prenzlau
Wieża Środkowa
Kościół NMP
Mury Obronne
Następna wieża obronna
Trochę odpoczynku nad Jeziorem Unterueckersee
Drogę powrotną wybrałem przez Pasewalk
O... następny dworzec (Dworzec Kolejowy w Prenzlau)
Pasewalk-"Prenzlauer Tor"
Dzisiaj na rynku w Pasewalku ostro handlowano
Po odpoczynku na rynku w Pasewalku udałem się z przepięknie świecącym dzisiaj słońcem do Krugsdorf.
No to chyba ja :)
Następnie przez Koblentz, Breitenstein udałem się do mostku nad rzekę Randow, na szczęście droga już prawie wyschła.
Rzeczka Randow
Później było, jak ja to mówię "Tradycyjnie" Rothenklempenow (krótki odpoczynek nad Jez.Haussee), Mewegen, Blankensee.
Dzisiejsza wycieczka dla mnie należy do jednych z najbardziej udanych, a to za sprawą wspaniałej dzisiaj pogody (nie grzało tak mocno, bezwietrznie, jechało się wspaniale) no i rzecz najważniejsza dla mnie, pobiłem dzisiaj swój rekord przebytej odległości 146,12 km. Dla jednych to może być "Śmiech na sali" ale dla mnie to REKORD.
Gdy teraz piszę te słowa naprawdę jestem wkurzony na wszystkie serwisy pogodowe (Pogodynka.pl, Twoja Pogoda.pl, Wetter.de itd.), które obiecywały na dzisiejszy dzień wspaniałą pogodę (nie za gorąco i bez wiatru). Tą wycieczkę już raz miałem w planie, ale przeszkodziła mi wylana rzeczka Randow za wsią Dorotheenwalde i pełen optymizmu o 6.30 wyjechałem rowerem z Polic kierując się na Dobrą, Buk i Blankensee. Na granicy w Blankensee pod wiatką na wszelki wypadek odtańczyłem taniec prosząc „Szefa Wszystkich Szefów” (zapożyczyłem od Misiacza) o ładną pogodę, która zapowiadała się faktycznie na dobrą. Z Blankensee pojechałem do Mewegen, Rothenklempenow (gdzie nad jeziorem Haussee zrobiłem pierwszy odpoczynek)
Mewegen
Rothenklempenow
Jezioro Haussee
Mijając Dorotheenwalde z biciem serca czekałem co ukaże mi się gdy będę mijał most na rzece Randow, faktycznie rzeka nadal jest wylana o czym wskazywał znak w Dorotheenwalde ale wody było na tyle mało, że nie zanurzyłem nawet łańcucha. Uff.. przeszkoda, która pokrzyżowała mi kiedyś plany minięta, i w szybkim tempie dojechałem do Krugsdorf nad jezioro Kiessee.
Jezioro Kiessee
Ominął mnie festyn w Krugsdorf
Z Krugsdorf też bardzo szybko pomknąłem na rynek w Pasewalku.
Prenzlauer Tor
Wypiłem łyk napoju izotonicznego i w pełnym słońcu przez zabytkową bramę "Prenzlauer Tor" skierowałem się na Prenzlau. Gdy minąłem miejscowość Rollwitz moim oczom ukazał się widok, który tak mnie wkurzył, że kipię ze złości jeszcze do tej pory na wspomniane wcześniej serwisy pogodowe, które obiecywały ładną pogodę z ewentualnymi deszczami w godzinach późno popołudniowymi, (a było dopiero po 9) a tu na niebie czarne, czarne chmury z porykującymi piorunami. No nic jadę dalej, może przejdzie bokiem myślę sobie, ale gdy dojeżdżałem do Göritz poczułem pierwsze krople deszczu, i jadące mokre samochody z Prenzlau uświadomiły mi że burza rozszalała się na dobre. Muszę Wam się przyznać, że nienawidzę, nienawidzę jazdy w deszczu, czy to jadąc samochodem, czy jadąc rowerem a w tym przypadku jeszcze być obryzganym błotem przez mijające samochody (zdziwił mnie fakt że niema ścieżki rowerowej pomiędzy Pasewalkiem a Prenzlau takie duże miasta i bliska odległość między nimi), dlatego mówiąc żargonem wojskowym zatrąbiłem na odwrót i najwyraźniej w świecie zawróciłem, mówiąc sobie że w deszczu to żadne zwiedzanie tylko jak powiedziała onegdaj Tusia tylko zaliczenie, a ja nie lubię "Zaliczać" tylko naprawdę zwiedzać. Od tej pory zaczął się mój wyścig z deszczem, który trwał bez odpoczynku aż do Podbrzezia z nosem skierowanym w przednią oponę (dostałem takiego "Powera", że nawet niewiem jak minąłem Pasewalk-Viereck-Uhlenkrug-Riesenbruck-Marienthal-Borken-Glashutte-Hintersee-Dobieszczyn. w Marienthal tak się rozpadało że świata nie było widać, i tak w deszczu dojechałem do Glashutte gdzie przestało padać, i do Hintersee dojechałem już tylko po mokrym asfalcie (żeby było śmieszniej w Policach niespadła ani jedna kropla deszczu tylko pięknie od rana świeci słońce).
Dzisiejsze zdjęcia są, takie jakie są, takie jak mój dzisiejszy nastrój, ale jak to mówią "Do trzech razy sztuka".
Dzisiejszą wycieczkę wybrałem aby przywitać się z niemieckimi ścieżkami rowerowymi po tak długim leniuchowaniu na urlopie (a może pozazdrościłem "Misiaczowi" i jego żonie Basi z ich dwudniowej wycieczki). W tym roku już jechałem tą trasą, ale uwielbiam ścieżkę rowerową do Rieth a później asfalcik do Warsin i do tego jeszcze nie jechałem nią na nowym rowerze, a więc w drogę. Gdy wjechałem do Tanowa czekał na mnie mój kolega "Wmordewind", który powiedział mi że będzie mi podczas mojej wycieczki towarzyszył :( (chyba zacznę jeździć wieczorem jak "Brum" wtedy on chyba śpi).
Granica (który to już raz w tym roku)
Po Imbisie w Hintersee nie pozostało śladu
Moja ławeczka w Hintersee
Ludwigshof i moje fotomodelki (lub modele :))
I tak razem z moim kolegą dotarliśmy do Rieth.
W Rieth zauważyłem małe muzeum tego miasteczka, które skrzętnie sfotografowałem.
Następnym etapem było Warsin z jego malowniczo położonym cmentarzem.
Cmentarz w Warsin
W drodze do Altwarp mój kolega Wmordewind mnie opuścił i dostałem takiego kopa od jego kolegi że w parę minut byłem w Altwarp (po drodze zwiedziłem małą plaże w Siedlung Altwarp).
Adler chyba pójdzie na żyletki
Na przystani w Altwarp znalazłem takie dziwne ustrojstwo
oraz zlot motocyklistów
Altwarp to faktycznie przepiękne, ciche miasteczko (oaza spokoju).
Drogę powrotną trochę zmieniłem od poprzedniej wycieczki, ponieważ poprzednia to leśny bruk po którym kiepsko się jedzie i dlatego tylko zahaczyłem o mały kościółek, który myślałem że będzie trochę starszą perełką architektury (ale niemożna mieć wszystkiego). Gdy dojechałem do Warsin czekał tam mój kolega z którym z małymi przerwami dojechałem do Polic.
Dzisiejszą trasę zaplanowałem inną, ale jak to z planowaniem wychodzi to każdy chyba wie. Na mojej drodze stanęły dzisiaj dwa żywioły, po pierwsze strrraszny wiatr (Wmordewind ostatnio mnie nielubi), oraz wylana rzeczka "Randow" za miejscowością Dorotheenwalde, która zablokowała mi drogę do Krugsdorf. Gdy po trzech dniach ulewy wreszcie wyszło słońce zapragnąłem jechać gdzieś dalej i padło na Prenzlau (miasta w którym obok Pasewalku robiłem kiedyś zakupy razem z rodzicami za czasów NRD). Wiatr to jeszcze bym przebolał, chociaż dzisiaj był bardzo silny, ale gdy dojechałem do rzeczki "Randow" to mnie zamurowało, po drugiej stronie mostu jak okiem sięgnąć pełno wody, myślę sobie że ściągnę buty i jakoś przejdę lub przeniosę na plecach rower, ale gdy zobaczyłem VW Transportera, który próbował przejechać i dokąd mu sięgała woda, zrezygnowałem (VW też zrezygnował) i wróciłem do Rothenklempenow, skąd udałem się do Locknitz.
Mewegen (dorosłe już bociany, które niedługo nas opuszczą)
Rothenklempenow (tradycyjnie, ale z innym rowerkiem :)
Wylana rzeczka "Randow", która stanęła mi na drodze do Prenzlau
W Locknitz odwiedziłem wieżę zamkową, którą jakoś pomijałem w poprzednich wycieczkach i udałem się do Pasewalku.
Wieża Zamkowa w Locknitz
Rossow (tamtejszy kościół)
Gdy dojeżdżałem do Pasewalku wiatr był nie do zniesienia,do tego jeszcze zimny (w łydkach poczułem że mnie łapią skurcze) i tego powodu zdałem sobie sprawę że z Prenzlau będą nici. Zwiedziłem za to sobie miasto (chciałem zjeść Misiaczowego KEBABA, ale było zamknięte)
Tradycyjnie już katedra w Pasewalku
"Misiaczowy" Kebab (który to już KEBAB z koleji)
Uliczki w Pasewalku
Z Pasewalku udałem się znaną mi już trasą do Viereck-Uhlenkrug-Riesenbruck-Marienthal (przez które przepływa też rzeczka Randow i modliłem się żeby tutaj też nie wylała)-Borken z którego udałem się do Glashutte, a nie jak poprzednio do Grunhof i Pampow, aby przez Świdwie dojechać do Tanowa (po ostatnich deszczach dopiero muszą tam być błotne kałuże, dlatego też zrezygnowałem dzisiaj jazdę przez Stare Leśno z Polic do Bartoszewa).
Popas w Glashutte
Z Glashutte super ścieżką dojechałem do Hintersee, skąd skręciłem na Dobieszyn, Tanowo i żeby przekroczyć magiczne 120 km przejechałem się po Policach.
Tradycyjnie granica w Hintersee-Dobieszczyn.
Ogólnie wycieczka udana, rower sprawuje się znakomicie (cóż za prędkości można na nim uzyskać), ale w tym roku pogoda trochę nie dopisuje nam rowerzystom, albo silne wiatry, albo deszcze nam padają, ktoś powie Ocieplenie Klimatu chyba mamy (może coś w tym jest).
Wreszcie Go mam. W piątek stałem się posiadaczem Rolls-Royce tras rowerowych "Unibike GLOBETROTTER GTS". Może Rolls-Royce to za dużo powiedziane, ale ja go tak postrzegam po mojej pierwszej jeździe testowej. Zakup ten planowałem w przyszłym roku, ale moja Merida za szybko się wyeksploatowała i wymagała trochę wkładu pieniężnego, co przyśpieszyło w/w zakup. Wrażenia z jazdy BEZCENNE, ten kto przesiadł się z "MTB" na Trekkinga poczuje się jakby faktycznie jechał Rolls-Roycem, duże koła, nareszcie czuję jak pracują prawidłowo amortyzatory i dużo, dużo innych wrażeń, których teraz nie wspomnę (najbardziej podoba mi się nóżka w tym rowerze :)). Na przełamanie lodów wybrałem krótką może trasę, ale po wczorajszych urodzinach u mojej przyszłej synowej (a szczególnie duże ilości napojów izotonicznych z współteściem) nie skłaniały do dalekiej trasy: Police-Tanowo-Blankensee-Glashutte (dane z wycieczki są tylko orientacyjne, bo nie zamontowałem jeszcze licznika).
Unibike GLOBETROTTER GTS na granicy w Hintersee
Ścieżka rowerowa niedaleko Glashutte
Glashutte i nowy rowerek ;)
Następnie udałem się do Grunhof i dalej do Pampow
W Pampow sesja zdjęciowa dorosłym już bocianom
Tym rowerem tak super się jedzie, że nie chce się człowiekowi nawet zatrzymywać na jakiś popasik, zrobiłem to dopiero w Blankensee
Następnie to już tradycja Buk-Dobra-Bartoszewo-Tanowo
Dobra wiadomość: ścieżka z Tanowa do Trzeszczyna budowana jest w wielkim tempie (jak na polskie warunki przystało :))
Jednym słowem, jazda była wspaniała, wrażenia niezapomniane, już planuję jakieś dalekie wycieczki, czas zmienić awatara na blogu a Merida po sierpniowym urlopie pójdzie do remontu i będzie mi służyła tylko do jazdy do pracy (12 km dziennie), a mój Rolls-Royce tras rowerowych "Unibike GLOBETROTTER GTS" pod plandeką będzie czekał na wielkie wyprawy ;).
Do wycieczki tej skłoniła mnie niedawna wycieczka Rowerzystki i Tuni, a to dlatego że byłem parę tygodni temu w Penkun i zapomniałem zwiedzić w Storkow wiatrak Koźlak tam stojący (bardzo lubię takie klimaty). Pogoda zapowiadała się wyśmienita więc przed 7.00 wyjechałem parokrotnie już opisywaną trasą: Police-Stare Leśno-Bartoszewo-Dobra-Lubieszyn-Grambow
Siedlice, w tle ledwo widać elektrownie wiatrową
Meteo zapowiadało dobrą pogodę, ale rano była tak silna i zimna mgła powodująca u mnie skurcze w nogach. Dopiero w Dobrej wyszło słońce i moje stare mięśnie się uspokoiły.
Ścieżka do Grambow prawie skończona
W Grambow powitano mnie piwem i chlebem ze smalcem (oczywiście jak sobie kupisz :))
Dalej było Schwennenez-Lebehn-Hohenholz-Krackow
W Lebehn udało mi się sfotografować bociana na drzewie (szkoda że nie miałem teleobiektywu)
Kiedyś na Googleerth widziałem że w Hohenholz jest zabytkowy kościółek i pałac do którego się nie dostałem bo już w domu zobaczyłem że obrałem złą drogę.
Ale kościółek w Hohenholz znalazłem
Niemcy pozyskują energię nie tylko z elektrowni wiatrowych ale także z biogazu
W Penkun odwiedziłem tamtejszy rynek, który poprzednio jakoś ominąłem.
Zajechałem też na plażę w której, miałem się wykąpać, ale było tak dużo dzieciaków (wiadomo wakacje) że o kąpieli nie było mowy. Dalej pognałem w kierunku Bussow na przepyszne czereśnie o których opisywała Małgosia z Tunią (nie powiem one też były powodem tej wycieczki).
Sztuczne jezioro po wyrobiskach żwiru
Bussow (po czereśniach pozostało tylko zdjęcie naszych pań)
Tak sobie jadąc dojechałem do celu wycieczki "Wiatrak Koźlak". Myślałem że to będzie jakaś stara, waląca się budowla a jakież było moje zdziwienie kiedy na bardzo czystej łące, świeżo skoszonej z zapleczem dla takich wędrowców jak ja (są tutaj murowane grile, stoły z ławkami, toalety) stał ON
Nawet jest kącik dydaktyczny o starych narzędziach rolniczych
Naprawdę polecam wszystkim odwiedzić to miejsce. Droga powrotna przez Storkow-Krackow-Nadrensee (Gęsioland)
Dzisiaj miałem szczęście gęsi aż parły mi się na obiektyw
W Nadrensee zrobiło się już tak gorąco, że przestraszyłem się o zwoje mózgowe, które mogły się przepalić, a pamiętając o fajnym jeziorku niedaleko Pomelen podczas mojej pierwszej wizyty w tych rejonach zapragnąłem wreszcie zmoczyć trochę ciało. Psiakrew nie było mi dzisiaj pisane się pomoczyć bo dojeżdżając do jeziorka przyłapałem na ławce tam młodą parkę "in flagranti", która była tak zajęta sobą że mnie nie zauważyli, a ja oczywiście rower w tył na lewo i przez Pomelen-Ladenthin-Schwennenez-Grambow dojechałem do Linken
Droga z Ladenthin do Schwennenez cała rozkopana
Z Linken pojechałem do Neuenkrug gdzie skręciłem na Hohenfelde a tam chciałem zwiedzić stary pałac z wieżą, ale przegonił mnie stamtąd puszczony luzem "Bardzo Zły Pies" ale udało mi się zrobić zdjęcie z przodu pałacu.
Pałac w Hohenfelde
Dalej było tradycyjnie przez Blankensee, Buk, Dobra, Bartoszewo, Tanowo ( jeszcze jedna fajna sprawa, z Tanowa do Trzeszczyna budowana jest następna nitka ścieżki rowerowej, która ma być aż do Polic).
Po ostatniej chorobie nie pozostało śladu, dlatego najlepiej zahartować organizm w morskiej wodzie (a że do morza daleko, to pozostała plaża w Ueckermunde). Wybrałem plażę w Ueckermunde, bo moim skromnym zdaniem jest to najpiękniejsza plaża w naszym regionie. Trasa podobna do poprzedniej już raz przebytej, ale lekko zmodyfikowana tzn. przez Dobieszczyn do Hintersee, Ludwigshof, Alhbeck, Luckow.
W Dobieszczynie na fundamentach placówki WOP budują prawdopodobnie zajazd w kształcie łodzi
Ludwigshof (tradycyjnie koniki)
Luckow
Gdy zajechałem do Ueckermunde, plaża była prawie pusta (no tak przecież to poniedziałek), ale woda była cieplutka i wspaniała po prostu super. Przy dzisiejszym słońcu ja wyschłem szybko, gorzej z moimi spodenkami bo nie wziąłem zapasowych a chciałem jeszcze dokładnie zwiedzić miasto.
Plaża w Ueckermunde
Port rybacki i ujście rzeki Uecker
Wjechałem jeszcze do Mariny w Uckermunde (coś wspaniałego, super jachty i niemiecki porządek)
Marina w Ueckermunde
Ścieżką rowerową z plaży dojechałem na bulwar nad rzeką Uecker (niezapomniane widoki)
Stateczek Misiacza
Starówka w Ueckermunde to perełka architektoniczna, trudno w paru słowach opowiedzieć to trzeba zobaczyć.
W drodze powrotnej zajechałem też do ZOO, a tu wielkie zdziwienie, myślałem że w portfelu mam 10 euro, a tu pustka (małżonka prawdopodobnie POŻYCZYŁA, ponieważ jest obecnie na wycieczce z zakładu pracy na Litwie). Nic, następnym razem.
ZOO
Drogę powrotną wybrałem przez Warsin, ponieważ chciałem zobaczyć w jakiej fazie budowy jest ścieżka rowerowa Warsin-Rieth.
Na ścieżce bez zmian, tylko wyrównano pobocza i posadzono soczyście zieloną trawę
Dalej było tradycyjnie, wiele razy opisywane prze zemnie: Rieth, Ludwigshof.
Sławna już wieża widokowa w Rieth
Z Hintersee gnałem do domu prawie przez całą drogę 25-26 km/h bez odpoczynku (bo zmitrężyłem trochę czasu na plaży), a o 16.00 miał przyjechać kurier z moimi zamówionymi butami trekkingowymi, w moje ukochane góry (sierpień będzie należał do nas).